czwartek, 11 lipca 2013

Małgorzata Brzoza i Piotr Rachoń „Słownik uczuć i emocji”

Psychologią interesuję się od jakiegoś czasu. Jeśli nadarza się okazja, a tytuł publikacji w jakiś sposób mnie przyciąga, sięgam po literaturę o tej tematyce. Słownik ma uczyć werbalizacji uczuć, wyrzucania z siebie emocji, rozmawiania o problemach, radzenia sobie z kłopotami. Czy tak jest w istocie? 

    















Przyznaję, że Słownik uczuć i emocji nie zwróciłby specjalnie mojej uwagi, gdyby przypadkiem nie trafił w moje ręce. Książkę można uznać za próbę nieencyklopedycznego i niekonwencjonalnego zdefiniowania 462 pojęć (uczuć, emocji, postaw, nastrojów). Środkową, najobszerniejszą część Słownika tworzy swoisty dialog Małgorzaty Brzozy (pisarki i numerologa) i Piotra Rachonia (muzyka, pianisty i jazzmana). Zanim jednak dojdziemy do istoty, musimy przebrnąć przez przedstawienie konsultanta psychologii (zupełnie niepotrzebna „reklama”), dwa wstępy, próbę definiowania pojęć i postaw z punktu widzenia autorki i od strony psychologicznej (szczególnie ciekawy był dla mnie fragment wiążący numerologię z koncepcją osobowości Gurdżijewa), głos psychologii medycznej i listę omawianych pojęć. Czytelnicy obeznani z terminologią psychologiczną mogą, bez szkody dla lektury, ominąć te fragmenty.

Słownik trudno zakwalifikować do typu literatury leksykonowo-słownikowej. Trzon książki stanowią krótkie rozmowy na temat danego pojęcia z listy uczuć i emocji. To niezaprzeczalnie świetny pomysł. Z jego realizacją jest już trochę gorzej. Małgorzata Brzoza rozpoczyna dyskusję/dialog i nakłania do zwierzeń Piotra Rachonia. Początkowo rozmówcy za bardzo dążą do osiągnięcia czegoś na modłę uczonego dyskursu. Z czasem rozmowa rozwija się i odchodzi od takiego kształtu, choć autorka nie potrafi do końca porzucić dość denerwującego „napuszenia” (próby kreowania się na osobę przekonaną o swojej wyższości i uduchowieniu). Jej rozmówca jest za to macho (przynajmniej początkowo odnosi się takie wrażenie). Dobrze się dzieje, że Piotr Rachoń porzuca ten fałszywy wizerunek poprzez częste powroty do koszmarnych przeżyć z dzieciństwa, do błędów młodości, do nałogów. Szkoda, że nie pomaga to zbytnio ogólnemu wrażeniu. Konwersacja jest dość nierówna, czasami zbyt górnolotna, czasami zbyt mroczna. Można nawet popaść w przekonanie, że ma się do czynienia z nietypową rozmową pacjenta i psychoanalityka (raz zwierzał się pacjent, raz terapeuta). Czy było to świadome zamierzenie? Nie wydaje mi się. Wrażenie jest jednak dość niemiłe możemy się poczuć jak niepotrzebni obserwatorzy pewnej terapii. Mimo tych niezaprzeczalnych moim zdaniem wad, duży plus należy się za odwagę, za zdecydowanie się na swoisty ekshibicjonizm psychiczny i nieskrępowanie rozmówców.

Słownik ma uczyć werbalizacji uczuć, wyrzucania z siebie emocji, rozmawiania o problemach, radzenia sobie z kłopotami. Czy tak jest w istocie? Na to pytanie nie odpowiem. We mnie pozostawił mieszane uczucia.
    


Integralną częścią książki jest płyta z kompozycjami Piotra Rachonia pt. Biały wiodący wiatr (nasuwa się nieodparte skojarzenie z rytualnym kalendarzem Majów Tzolkin). Na krążku spotkamy, utrzymane w jazzowych klimatach, intrygujące pomysły kompozytorskie. Niestety dziwna plątanina (w większości zbędnych) dźwięków przyćmiewa je, wręcz „dusi”. Wydaje się, że kompozytor czegoś szukał, już niemal znalazł, ale na rozstaju poszedł drogą pierwotnie nie zamierzoną. Drogą być może ciekawszą, na pewno trudniejszą, ale zbyt udziwnioną. Dla wielbicieli współczesnego jazzu interesująca propozycja. Reszcie słuchaczy raczej odradzam.

Grzegorz Cezary Skwarliński © 2010
(niebieska magnetyczna małpa)
artykuł ukazał się pierwotnie na portalu Wywrota.pl


Małgorzata Brzoza i Piotr Rachoń
Słownik uczuć i emocji
wydawnictwo Kos 2005
str. 352, oprawa miękka.

Piotr Rachoń
Biały wiodący wiatr


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz